Po zniknięciu w głębi oceanu szalupy ratunkowej odciętej z bakburty Mewa wyprostowała się i usiadła na stępce, jakby uginała się pod własnym ciężarem. Kapitan stał przy telegrafie maszynowym i rurze głosowej, przy oknie z wybitą szybą i patrzył na fale raz unoszące jednostkę, to znów miotające ją w doliny, a doświadczenie starego podpowiadało mu, że wysokość bałwanów to jakieś piętnaście, dwadzieścia metrów. Teraz najważniejsze było utrzymać kurs pod wiatr i pod prąd, bo Mewa nie dałaby rady płynąć z wiatre ...Przejdź do strony książki
Ta strona wykorzystuje pliki cookies.
Dowiedz się więcej...